O LOSIE...
Niedzielne, majowe popołudnie.
Rodzinne spotkanie w rodzinnych stronach.
Radosny nastrój od rana, śmiechy dzieci, śpiew ptaków, słońce świeci w sam raz.
Idealnie.
Grill rozpalony, kiełbaski sie rumienią.
Pogawędki z sąsiadką przez 1,5 metrowy płocik, w towarzystwie jej pupila husky białej maści, o pięknym, długim włosiu, na pierwszy rzut oka spokojny, pozytywnie nastawiony do otoczenia, który od samego początku łasił się i okazywał radość machając ogonem, słowa włascicielki "spokojnie, można pogłaskać, on nie gryzie..." (w sumie to nie pierwszy raz), więc głaskamy naprzemiennie raz ja, raz Alan...
Można by rzec sezon letnich udogodnień rozpoczety.
Ale nie... życie musiało mnie dopaść i pokazać, że wcale tak pięknie nie jest...
Sekundy i moja głowa znalazła się w paszczy tego psa (dosłownie), dziekować Bogu, że miałam koka, którym się zapchał i tylko powierzchownie wbił zęby w moją głowę... Trzymał. Nie chciał puścić. Mimo krzyku, prób odciagnięcia przez kilka osób...nie chciał...w połowie przeciągnał mnie na swoją stronę...(o czym myślałam...on mi rozrywa głowę!...), nie wiem z tego szoku oprócz krzyku nie pamiętam wiele...
Gdyby nie mój mąż i jego silne ciosy, które zadał mu w pysk i które spowodowały, że puścił, pewnie byłabym porządnie oszpecona, albo co gorsza...
Boże dziękuję, że wybrał mnie, a nie moje dziecko!!!
Wyrwane włosy odrosną, blizny na ciele się zagoją, siniaki znikną, obrzęki zejdą, palce się zregenerują, uraz w głowie co prawda pozostanie...ale to nic, najważniejsze, ze prócz drobnych obdrapań Alan jest cały.
Nie wyobrażam sobie życia bez niego i oddałbym za niego wszystko, nawet życie!
Jednak ktoś tam na górze miał mnie pod swoją opieką i w tym całym pechu naprawdę jestem ogromną szczęściarą!
Były łzy, złość, nie na psa, na siebie, że nie przewidziałam sytuacji, a jako matka, żona, dorosła już osoba powinnam...
To była moja lekcja życia, która pozostanie w pamięci na zawsze!
Dziś Dzień Matki,
jestem szczęsliwa, że dane jest mi go świętować!
w obiektywie Karoliny Grabowskiej (Kaboompics) ;*
Wszystkiego najlepszgo dla Was mamuśki ;*
M.
30 komentarze
Martunia coś Ty przeżyła! Ojej :( Jak dobrze, że nie stało się nic gorszego!!! Trzymam kciuki za to, żebyś szybko doszła do siebie i ślę gorące buziaki!!! Piękne zdjęcia, to drugie prześliczne!!!
OdpowiedzUsuńAż mnie dławi...współczuję Ci Marta bardzo ale tą samą pociechę znajduję w tej sytuacji co Ty, że to nie Alan. Udanego dnia dla Ciebie ;-)
OdpowiedzUsuńMarta całe szczęście, że to wszystko tak się skończyło! :) Z dwojga złego dobrze, że właśnie to nie Alanek... A tak po za tematem: PIĘKNIE WYGLĄDASZ SZEROKO UŚMIECHNIĘTA! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Asia
o wow!!! to jednak prawda, że do zwierząt trzeba mieć ograniczone zaufanie... szczęście, że się wszystko dobrze skończyło...
OdpowiedzUsuńWspółczujętego przeżycia. Dobrze, że żyjecie. Mnie kiedyś owczarek podhalański ugryzł w biodro. Goiło się kilka miesięcy, ale się zagoiło. To nauczyło mnie by nie podchodzić do nieznanych mi psów.
OdpowiedzUsuńMarta!! ojej.. choc nie przezyłam takiej sytuacji to cię rozumiem... baaardzo... i moge zyczyc tylko zebys nigdy nie musiała wiecej tego przechodzic.. ani twój syn.. mimo wszystko pieknego Dnia Matki
OdpowiedzUsuńMartusiu, wiem doskonale co przezyłaś, bo sama zostałam pogryziona przez psa, który (jak zresztą każdy) nie gryzie. Od tej pory mimo mojej czujnej uwagi i tak ugryzly mnie dwa kolejne. Nie podchodzę do nich, omijam szerokim łukiem, a jednak się zdarzyło. Nie możesz sobie nic zarzucić, bo nie mogłaś tego przewidzieć. Cieszę się, że nic poważnego Wam się nie stało. Szkoda tylko, że działo się to na Twojego Synka oczach, bo na pewno bardzo to przeżył. U nas psy są tylko na obrazku.
OdpowiedzUsuńMarta az mnie ciary przeszły. mam nadzieje że dochodzisz do siebie i doskonale rozumiem strach o Alana:-/
OdpowiedzUsuńtrzymajcie się.
rany aż mnie zmroziło! w sumie dobrze, że o tym piszesz, bo sama nie mam psa i uczę dzieci miłości do zwierzaków i zaufania raczej...tu jednak mam przykład, że zaufanie należy dawkować
OdpowiedzUsuńdużo zdrowia i oby udało się ten szokujący dzień jakoś oswoić w głowie
Aż ciarki mnie przeszły jak to przeczytałam. Boże Martus jak dobrze ze wszystko dobrze się skończyło. Główka do góry!!!
OdpowiedzUsuńOmg! Kochana jak dobrze, ze tak to sie skończyło. Kocham psiaki, ale wiem jak niektóre mogą być nieprzewidywalne i jak bardzo trzeba uważać... Trzymaj sie i zdrówka ! Tak jak piszesz dobrze, ze nie ruszył małego... :**** buźki! Wszystkiego dobrego z okazji dnia mamy
OdpowiedzUsuńPrzeraziłam się jak przeczytałam Twój post... Najważniejsze, że wszystko skończyło się tak, a nie inaczej.
OdpowiedzUsuńSytuacja groźna i tylko współczuć Ci bólu i całego stresu z tym związanego. Dobrze, że tylko tak to się skończyło, choć pewnie przeżyłaś horror.
OdpowiedzUsuńStraszna historia! Na całe szczęście nie skończyła się tragicznie... Oby jak najmniej takich przerażających chwil w życiu :*
OdpowiedzUsuńOkrutna lekcja... Bardzo mi przykro i jeszcze raz, tak jak piszesz, dobrze że Alan cały i zdrów. Ja sama nie pozwalam naszego psa nikomu głaskać. Choć to owczarek Collie i wszystkie dzieci zaraz by się chciały potulic. Ale ja nigdy się nie godzę, co ludzie często odbierają negatywnie, ze ja jakaś dziwna, ze nie pozwalam im mojego psa tarmosić. Ale właśnie nie darowałbym sobie, gdyby mój pies zrobił krzywdę jakiemuś dziecku. To pies. Dla nas najukochańszy na świecie, ale nie wiadomo, czy cos jej się na przykład nie spodoba, albo nie będzie miała goszego dnia... Ech. Jeszcze raz współuję i życzę szybkiego powrotu do formy. PS: piękne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńJak w jakimś horrorze... Dobrze, że nic poważnego się nie stało. Jednak do zwierząt to trzeba mieć ograniczone zaufanie. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO matko...to faktycznie trauma... Współczuję :( powiem ci ze ja jak byłam mała miałam podobna sytuację i respekt do psów mam do dziś, jednak chce to przełamać i dziś mam sama psa, tyle że małego...trzymaj się! Wszystkiego dobrego :*
OdpowiedzUsuńaż mnie zmroziło. współczuję. mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie!!
OdpowiedzUsuńAż mnie ciarki przeszły po Twoim poście. Straszna sytuacja. Dobrze, że wszystko tak się skończyło i nic się nie stało Twojemu synkowi.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno
O kurcze, dzięki Bogu nic groźniejszego sie nie stało. Ja mam dwa psy i wiem, że bardzo trzeba uważać.
OdpowiedzUsuńKochana - okropne. Ale ogromnie się cieszę,że Ty i Mały jesteście cali. Zdrówka Martuś ♥♥♥
OdpowiedzUsuńbrzmi strasznie :(
OdpowiedzUsuńnajważniejsze, że tak jak napisałaś nie stało się gorzej.
Uściski
Nie wiem, co napisać, bo sytuacja straszna. Najważniejsze, że jesteś cała i Alan też. Nauczka niestety na całe życie, ciekawe co na to sąsiadka, która tak lekceważąco podeszła do tematu? Zdjęcia piękne.
OdpowiedzUsuńDobrze, że tak się skończyło. Jest Opatrzność. Regeneruj się i następnym razem uważaj na siebie.
OdpowiedzUsuńMarta aż zamarłam czytając. Brawo dla przytomnego męża. Trzymaj się
OdpowiedzUsuńWIecej wspólnych chiwl I tak pięknych zdjęć przed wami - na szczęście :-)
Ogromnie mi przykro to słyszeć Marta. Ciesze się jednak, że wszystko zakończyło się tak a nie inaczej.
OdpowiedzUsuńZwierzeta maja swoje instynkty i chociaz wzbudzaja we mnie ogromna sympatie, przeciez psiaki takie kochane, to ja zawsze podchodze do nich z respektem.
OdpowiedzUsuńWracaj szybko do zdrowia Martus ♥
Oj z psami nie ma żartów... a wydawałoby się że to nie jest "niebezpieczna" rasa... Sama mam zawsze obawy, bo nasza Mała garnie się do zwierzaków, a większość znajomych gustuje w łagodnych, ale gigantycznych rasach (np. leonbergerach!). Na szczęście nic się do tej pory nie wydarzyło i z jednej strony głupio czasem panikować przed przyjaciółmi przekonanymi że znają swoje psy, a z drugiej oczy dookoła głowy to za mało w starciu ze zwierzakiem który jest od Ciebie szybszy i zwinniejszy, a nierzadko też zwyczajnie większy. Najważniejsze żebyś nie miała pretensji do siebie, bo takich sytuacji nie da się przewidzieć. Można być super-ostrożnym, a nieszczęścia i wypadki i tak się zdarzają - dobrze że nie trafiło na synka i że Tobie też nic poważniejszego się nie stało. Zdrówka życzę i oby nigdy więcej nic podobnego Was już nie spotkało!
OdpowiedzUsuńO losie! Coś potwornego. Dobrze, że tak to się skończyło.
OdpowiedzUsuńZdrówka! :*
Przeżycie straszne! Współczuję Ci ogromne.
OdpowiedzUsuńJa mam ogromną rezerwę do psów. W domu rodzinnym był ukochany Leo - owczarek collie. Uwielbiałam go i mała Ola , ale zawsze miałam z tyłu głowy że to zwierzę, drapieżnik.
Jestem ogromną przeciwniczką posiadania dużych , groźnych psów. Nie każdy potrafi ułożyć takiego psa. Powinny być obowiązkowe kursy szkoleń dla psów i ich właścicieli. I ostrzejsze prawo .
Mam nadzieję że z czasem trauma Ci minie i choć nie zapomnisz to łatwiej będzie Ci o tym myśleć. Wiem z własnego doświadczenia że takiego przeżycia nie da się wymazać z pamięci. Mając 4 lata ....topiłam się ....dziś umiem pływać ale mam ogromny respekt przed wodą. Najlepiej czuje się w basenie;)
Pozdrawiam Patti
Dziękuję za Twój komentarz ;*
Thank you for your comment ;*